Warning: file_get_contents(http://hydra17.nazwa.pl/linker/paczki/curiosa.to-robotnik.turek.pl.txt): Failed to open stream: HTTP request failed! HTTP/1.1 404 Not Found in /home/server933059/ftp/paka.php on line 5

Warning: Undefined array key 1 in /home/server933059/ftp/paka.php on line 13

Warning: Undefined array key 2 in /home/server933059/ftp/paka.php on line 14

Warning: Undefined array key 3 in /home/server933059/ftp/paka.php on line 15

Warning: Undefined array key 4 in /home/server933059/ftp/paka.php on line 16

Warning: Undefined array key 5 in /home/server933059/ftp/paka.php on line 17
a?

Mark, i tak wysoki i barczysty, wydawał się jej teraz je¬szcze potężniejszy. Widziała pięknie zarysowane mięśnie na klatce piersiowej i ramionach. Jakiż on musiał być silny! Rze¬czywiście, przy kimś takim Henry mógł spać spokojnie...

a?

Chciał jej to okazać, ale nie wiedział jak. Pochylił się więc, by pocałować ją na dobranoc, kiedy nieoczekiwanie
przyjemnym. Gołąb zapewniał, że gdy rozmawiał z Maską, zmieniała ona swoje oblicze po każdym
wyglądał teraz znacznie sympatyczniej. Na jego twarzy był jednak smutek i zawstydzenie, które tylko na moment
- Na razie nie wrócę do pracy. Zrobię sobie przerwę.
- Czy nie zechciałaby pani zejść?
Przerwała gwałtownie. Beck wyciągnął ramię i koniuszkami palców musnął jej policzek. Popatrzyła na niego zdumiona. - Komar - wyjaśnił. - Ach. - Dotknęła dłonią twarzy w miejscu, gdzie czuła jego palce. - Dziękuję. - Nie ma za co. - Chciałabym się dowiedzieć, jak umarł Danny - powiedziała po kilku sekundach milczenia. - Niech mi pan opisze szczegóły. - Opowiedziałbym ci wszystko już wcześniej. Dzwoniłem do twojego biura kilkakrotnie, ale nie chciałaś ze mną rozmawiać. - Nie byłam przygotowana na wysłuchanie tej historii. Nie z tego powodu odmówiła rozmowy z Beckiem i on dobrze o tym wiedział, niemniej nie próbował z nią dyskutować. Zamiast tego powiedział cicho: - Nic nie poczuł. Śmierć była natychmiastowa. Nie chciała słuchać więcej. To, co usłyszała, było wystarczająco przerażające. - Kto go znalazł? - Rybacy z rozlewiska. Zatarł się silnik ich łodzi, przybili więc do pomostu przy waszym domku rybackim. Zobaczyli zaparkowany samochód Darnny'ego, pomyśleli więc, że ktoś jest w środku. Weszli do domku i znaleźli twojego brata. Próbowała nie myśleć o scenie, jaką zastali nieświadomi niczego rybacy. - Stwierdzono samobójstwo. - Początkowo. - Rudy Harper zmienił zdanie? - Nie Rudy. W biurze szeryfa pracuje teraz nowy detektyw, młody chłopak, Wayne Scott. Rudy przydzielił go do zbadania zajścia. Myślał, że będzie to rutyna, formularz do wypełnienia, przybicie pieczątki i skatalogowanie, koniec sprawy i Danny stanie się tylko numerem. Ale Scott wrócił z obozu rybackiego z większą liczbą pytań niż odpowiedzi. - Na przykład jakich? Czy sądzi, że to mógł być wypadek? - Nie jest tego pewien. Jak mówiłem, ma więcej pytań niż... - Proszę sobie darować mówienie ogródkami, panie Merchant - przerwała niecierpliwie. -Jestem dorosła. Niech pan przestanie rozmawiać ze mną jak z dzieckiem. - Detektyw Scott nie wyjaśnił mi żadnych szczegółów swoich podejrzeń. Daję słowo - dodał, kiedy Sayre spojrzała na niego powątpiewająco. - Mam po prostu przeczucie, że nie jest stuprocentowo przekonany o właściwej opinii koronera. Oparł się plecami o drzewo, zginając jedno kolano i stawiając stopę na pniu. Spojrzał w bok, w stronę wody i w zamyśleniu otarł kroplę potu ze skroni. - Zanim zrozumiałem, że prawo kryminalne nie jest moją najmocniejszą stroną, przez krótki czas pracowałem w prokuraturze - powiedział. - Stąd wiem, jak rozumują gliniarze. Na początku zawsze podejrzewają przestępstwo i właśnie to próbują najpierw wyeliminować. Nie znam Wayne'a Scotta i nie wiem, co mu chodzi po głowie. Nie mam pojęcia, jak dobry jest w badaniu miejsc zbrodni, jakie ma doświadczenie i jaki przeszedł trening. Spotkałem go dopiero w niedzielę wieczorem. Towarzyszył Rudemu, gdy ten przybył, aby przekazać nam smutne wieści. Wygląda mi na młodziaka, ale jest gorliwy i przebojowy. Może po prostu próbuje się w ten sposób wybić albo zaimponować swojemu nowemu szefowi. Może szuka informacji, które potwierdzą jego teorię wyłącznie po to, by uatrakcyjnić całe śledztwo. Sayre słuchała uważnie, odczytując pozawerbalny przekaz. Zrozumiała, o czym myśli Beck i dlaczego ociąga się z powiedzeniem tego prosto z mostu. Przypuszczenie że to coś innego niż
nie miał okularów ochronnych ani kasku. Niczego się nie nauczyli! Chris oczywiście wierzył, że jest niezwyciężony - i miał ku temu powody. - Chris! - Beck musiał krzyknąć, żeby go usłyszeli. George podskoczył, jak gdyby ktoś go postrzelił. Szybko odwrócił się, spoglądając na Becka. Jego obwisłe policzki pobladły z przerażenia. Wyglądał, jakby zobaczył ducha. Chris wyprostował się i otrzepał ręce. Spoglądał na Becka, ale mówił do George'a: - Zawsze możemy zwalić winę na kiepską naprawę, George. Tak czy owak, niewiele możemy z tym dzisiaj zrobić. Idź do domu. George łapał powietrze jak ryba wyjęta z wody. Pocił się obficie i wykręcał tłuste palce. Bez słowa odwrócił się i uciekł. Beck patrzył, jak wspina się po metalowych schodach i znika za drzwiami, - Biedny George. - Chris nacisnął wyłącznik maszyny. Hałas ucichł. - Jest bardziej zdenerwowany niż kiedykolwiek przedtem. Chyba wie, co go czeka. - Kazałeś Klapsowi zabić Danny'ego - rzucił Beck bez żadnych wstępów. - Gdy ty zapewniałeś sobie alibi, spędzając czas z Lilą, Watkins pojechał do obozu rybackiego, gdzie, jak mu powiedziałeś, miał pojawić się Danny, i tam zabił go dla ciebie. Nie kłamałeś, mówiąc, iż sam tego nie zrobiłeś. Ktoś inny pociągnął za spust. Huff zajrzał najpierw do biura Becka. Zawsze sumienny Beck. Zawsze pracujący po godzinach. Zawsze mający na względzie dobro Hoyle Enterprises. Pieprzony Beck. Oszust. Kłamca. Biuro Merchanta było puste, Chrisa też. Słysząc hałas pracującej maszyny, Huff wyjrzał przez rząd okien z galerii na halę. Tam zobaczył Becka i Chrisa, pogrążonych w rozmowie. Jego syn i Judasz. Huff nie pomyślał o ironii wynikającej zużycia tej biblijnej metafory. Pragnął tylko jednego: unicestwić człowieka, który zrobił wszystko, aby go zniszczyć. Dzierżąc w dłoni pistolet, wybiegł z biura i ruszył w kierunku tylnych schodów prowadzących do hali fabrycznej. Gdy był już na dole, przywołał się nieco do porządku. Nie powinien tracić głowy. Jak powiedział Merchantowi tydzień temu, Nielson jest kiepskim strategiem. Najlepszym rodzajem ofensywy jest niespodziewany atak. Chris roześmiał się cicho. - Klaps był bardzo wkurzony na Danny'ego za to, że go nie zatrudnił. Uświadomił mi to pewnej nocy, na parkingu przed Razorbackiem. - Wtedy powiedziałeś mu, że masz dla niego robotę. Chris spojrzał na niego beznamiętnie. - Kazałeś Klapsowi upozorować samobójstwo. Może nawet przekonałoby to wszystkich, gdyby Watkins nie zapomniał zdjąć Danny'emu butów. Ta jedna pomyłka sprawiła, że detektyw Scott zaczął podejrzewać morderstwo. Nie sądziłeś, że możesz stać się głównym podejrzanym, dlatego próbowałeś przekonać wszystkich do pomysłu, iż to Klaps Watkins był winowajcą i próbuje cię wrobić w morderstwo. Nie rozumiem tylko, dlaczego Watkins nie prysnął z miasta zaraz po wykonaniu zlecenia. Po co tu siedział? Dlaczego próbował spotkać się z tobą za wszelką cenę, wtedy na drodze i wcześniej, w barze... - Popatrzył na Chrisa pytająco, ale napotkał jedynie nieustępliwe spojrzenie dwojga zimnych oczu. - Chwileczkę - rzucił. - Coś sobie przypomniałem. Wtedy w barze Watkins był zaskoczony, że nas zobaczył. Tyle tylko, że chodziło o mnie, prawda? Powiedział, że przyszedł omówić z kimś interesy... ach, rozumiem. Zapłata. Miał się z tobą spotkać w barze, żeby odebrać pieniądze. Było to tej samej nocy, kiedy
- I... - nie wytrzymała Róża.
- Panienka Tammy prosiła nas o zachowanie dyskrecji w tej sprawie.
Spojrzał jeszcze na wygasły wulkan i dodał:
szczodrego prezentu dla Paulików. Czyżby popisywał się przed nią? Jednak Beck nie wiedział przecież, że Sayre będzie w szpitalu w chwili, gdy Alicia Paulik otworzy kopertę. Nie mógł również zaplanować, że to właśnie kartka od niego będzie pierwszą, którą przeczyta. Zdecydowała się zaryzykować i zaufać Beckowi. - Zamierzam powiedzieć ci coś, o czym nie wie nikt inny. - Pamiętaj, że jestem prawnikiem Chrisa, Sayre. Zastanów się dwa razy, zanim mi zaufasz. Świadoma ryzyka, które podejmowała, rzekła: - Danny był zaręczony i zamierzał się ożenić. Beck był kompletnie zaskoczony. - Zaręczony? Z kim? - Nie mogę zdradzić jej nazwiska. - Jak... skąd o tym... - Spotkałam ją przypadkiem na cmentarzu. Przyszła na grób Danny'ego i sama się przedstawiła. Beck rozluźnił się nieco. - Jakaś kobieta podchodzi do ciebie, siostry Danny'ego, którą nietrudno rozpoznać, przedstawia się jako narzeczona tragicznie zmarłego, a ty jej wierzysz na słowo? Może to jakaś łowczyni pieniędzy, która... - Nie jestem aż tak naiwna, Beck. Znam się nieco na ludziach. Ona nie jest łowczynią posagu. Kochała Danny'ego całym sercem, a on odwzajemniał to uczucie. Pokazała mi swój pierścionek zaręczynowy z diamentem. - Mógł pochodzić na przykład od ostatniego faceta, którego szantażowała. - Gdyby była szantażystką, pragnącą wymusić pieniądze od rodziny, już dawno skontaktowałaby się z Huffem, prawda? Tymczasem ani on, ani Chris nie wiedzieli nic o zaręczynach nawet za życia Danny'ego. Teraz ona tym bardziej nie chce, żeby się dowiedzieli. - Dlaczego? - Ponieważ natychmiast dojdą do tego samego niesłusznego wniosku, co ty. Uznają, że czegoś od nich chce. Miał na tyle przyzwoitości, żeby zrobić przepraszającą minę. - Powiedziała, że uczynią z ich pięknej miłości coś potwornego i wynaturzonego. - Może właśnie z tego chciał ci się zwierzyć Danny, kiedy do ciebie zadzwonił. - Moje sumienie z radością rzuciłoby się na to wyjaśnienie. Zresztą, może tak było. Jestem przekonana, że byli bardzo zakochani i oddani sobie duszą i ciałem. Danny zamierzał ją poślubić, planował wspólną przyszłość, dlatego z całą pewnością nie odebrał sobie życia. - Może chciał zerwać... - Nie. Spytałam ją o to na tyle delikatnie, na ile potrafiłam. Zaprzeczyła stanowczo. Nie było o tym mowy. Z drugiej strony powiedziała mi, że przechodził... - zawahała się przed użyciem słowa „duchowy", w obawie, że będzie to oczywista wskazówka, iż narzeczona jej brata należy do tej samej grupy kościelnej, co on. - Przechodził kryzys, którego natury nie chciał wyjawić nawet jej. - Chodzi o sumienie? - Tak. Nazwała to konfliktem wewnętrznym, problemem emocjonalnym, który Danny musiał rozwiązać, zanim miał całkowicie poświęcić jej swój czas. - To mogło być cokolwiek, Sayre. Dług hazardowy, zły nawyk, który zawsze trzymał w sekrecie. Ciężarna dziewczyna w innym mieście. - Albo wiedza o czymś, co nie dawało mu żyć. - Najwyraźniej już to sobie przemyślałaś i wiesz zapewne, co to było.
burbon. Poza tym gorąco cię namawiam do wyłączenia podajnika, przy którym miał wypadek Billy. - Został naprawiony i pracuje prawidłowo. - Owszem, został naprawiony, ale nie przeszedł przeglądu kapitalnego, jak powinien - upierał się Beck. - To tak, jakbyś się prosił o kolejną katastrofę. Naprawdę sądzisz, że możemy sobie pozwolić na jeszcze jeden wypadek? - George dał tej maszynie zielone światło, podobnie jak Chris. To ich działka, Beck. Ty zajmij się trzymaniem nas z daleka od sądów. Beck ustąpił niechętnie. - Lepiej już pójdę, zanim Selma wpadnie tu i wyrzuci mnie za to, że nie pozwalam ci spać o tej porze - powiedział. - Wracasz do domu? - Nie. Zamierzam spędzić tę noc na sofie w moim biurze. Jeden z nas powinien być na miejscu w razie prawdziwych kłopotów. - Gdzie jest Chris? - Chris nie musi mi się już więcej spowiadać. Przestałem być jego prawnikiem. - Przekonałeś Rudego, żeby nie zamykał go w pudle przez weekend? - Huff, to było moje ostatnie oficjalne zadanie w jego sprawie. - Tak słyszałem. Ale nie mogę powiedzieć, żebym się cieszył. - Biorąc pod uwagę to, co dzieje się w fabryce, tak będzie lepiej, Huff. I tak mam pełne ręce roboty. - Ten nowy prawnik jest dobry? - Wykonałem dzisiaj kilka telefonów, rozpytałem się o niego. Podobno jest lichwiarzem, ambitnym, aroganckim i odpychającym egomaniakiem, czyli ma wszystkie pożądane cechy. Huff uśmiechnął się niewyraźnie. - Miejmy nadzieję, że Chris nie będzie go potrzebował. Ten detektyw, Scott, próbuje wykopać studnię na pustyni. Historie biblijne - prychnął. - Opowiedziane akurat przez Klapsa Watkinsa. - Przestraszył ją. - Beck nie zorientował się, że wypowiedział na głos swoją myśl, dopóki nie zobaczył, że Huff przygląda się mu dziwnie. - Sayre. - Ach, rozumiem. Chodzi ci o tę wizytę w jej pokoju hotelowym. Dobrze jej tak za to, że zatrzymała się w tej dziurze. - Przeraziła się bardziej, niż to okazała. Nie sądzę, żeby powiedziała nam wszystko, co usłyszała od niego. Ale umysł Huffa błądził już innymi ścieżkami, na których nie było miejsca na martwienie się o bezpieczeństwo Sayre. - Ponieważ okazało się, że jest bezpłodna, zwalniam cię z obowiązku uwiedzenia jej, mój chłopcze - powiedział z lekkim chichotem. - Cała odpowiedzialność za zapewnienie mi wnuka znów będzie spoczywać na Chrisie. Teraz jest moim jedynym sposobem na osiągnięcie nieśmiertelności. - Puk, puk. Beck otworzył jedno oko i zobaczył Chrisa, uśmiechającego się do niego szeroko. Mimo bólu zesztywniałych mięśni, usiadł. - Która godzina? - spytał. - Dochodzi siódma. Spędziłeś tutaj całą noc? - Prawie całą. - Beck opuścił nogi na podłogę i wstał, krzywiąc się boleśnie.
Mark zastanawiał się, wciąż gładząc wierzch jej dłoni. Następnie obrócił je wnętrzem do góry i przeciągnął palcem po linii życia, jakby potrafił czytać z rąk.
Mały Książę lubił te odwiedziny i zawsze go one cieszyły. Nalewał wówczas wody do wygasłego wulkanu, aby

- W takim razie zapłać mi za jedzenie - odparła Lily po chwili.

- Powinieneś ostrożniej dobierać sobie przyjaciół.
piórach, chichotały i paplały nerwowo. Dzięki Bogu, że Alexandra odradziła Rose te
- Widzisz? Już zaczynam cię zdobywać.
jeszcze wolne miejsce w swoim karneciku?
ROZDZIAŁ DWUDZIESTY DZIEWIĄTY
gdzie pan Mullins, Wimbole i inni służący. Ich pokoiki są całkiem ładne, ale za małe, żeby
- Kim będziesz tym razem?
Został zamordowany.
- Nie mogę ci tego obiecać, Lily. Nie mogę składać obietnic, których nie dotrzymam.
Niania zeszła po stopniach na betonowy chodnik. Na-
- Proszę zamknąć oczy - polecił tym samym cichym głosem. - I odprężyć się.
- Naprawdę? Co za barbarzyństwo!
przekory, hrabia przerywał mu wielokrotnie, żądając szczegółowych wyjaśnień. Dzisiaj
- Cieszę się, że to ty mnie uratowałeś, a nie Thomkinson czy Wimbole.
— To niesamowite, jak bardzo.

©2019 curiosa.to-robotnik.turek.pl - Split Template by One Page Love